Są dwa ośrodki rehabilitacyjne:
Jest współwłaścicielką dwóch ośrodków rehabilitacyjnych. Ten otworzyła rok temu i jest jej oczkiem w głowie. Tamtym, w Stawnicy, kieruje wspólnik, też znakomity terapeuta
Jak jest w Zabajce,może artykuł poniższy coś przybliży ?
Tu łatwo odzyskać nadzieję... Ania rączkami umazanymi zieloną farbą zapamiętale wodzi po tafli szkła w ścianie. „Nasza” Roksanka w kombinezonie kosmonauty dzielnie walczy z przyciąganiem ziemskim. Krzyś w butach narciarza usiłuje utrzymać pion... I wyglądałoby to na pyszną zabawę, gdyby za każdym dzieckiem nie stał terapeuta.W tym ośrodku trzeba ciężko trenować, aby mózg zakodował prawidłowe wzorce i nóżki poniosły same, a rączka utrzymała kredkę czy długopis. Do Złotowa, nad czyste jezioro na Pomorzu, przyjeżdżają matki z dziećmi z całego kraju,
bo już się rozniosło, że w „Zabajce” znają najlepsze sposoby na niedowłady, porażenia, przykurcze. Dzieci urodzone z niską skalą Apgar, po wypadkach, z porażeniem mózgowym i inne, które nie potrafią siedzieć, stać, chodzić, mówić, tutaj dostają nową szansę.Na rehabilitację przyjechała też 5-letnia Roksanka Cisek spod Rzeszowa, z mamą, tatą i siostrą. Pisaliśmy o niej w lutym, w 8. numerze „Przyjaciółki”. Roksanka nie chodzi, nie mówi, nie widziała. Jesienią przeszła operację wszczepienia soczewki oka, za którą zapłaciła Fundacja Przyjaciółka, ponieważ rodziców nie było na nią stać. Opłaci też pobyt Roksanki na trzech turnusach w „Zabajce”.
– Rzadko się zdarza, by z dzieckiem przyjechał też ojciec – zauważa Katarzyna Klaczyńska, szefowa „Zabajki”, licencjonowany fizjoterapeuta i magister pedagogiki, prywatnie samotna mama dorastającej dwójki. Dla rodziców – pani Kasia. Dla dzieci – ciocia Kasia.
Jest współwłaścicielką dwóch ośrodków rehabilitacyjnych. Ten otworzyła rok temu i jest jej oczkiem w głowie. Tamtym, w Stawnicy, kieruje wspólnik, też znakomity terapeuta. A wszystko, jak mówi, zaczęło się, kiedy zabrakło pracy...
Terapeutka z powołaniaPo szkole pielęgniarskiej uciekła na Śląsk i zatrudniła się w klinice kardiologicznej profesora Religi. Chciała dużo się nauczyć i iść na studia medyczne. Wyszła jednak za mąż, urodziły się dzieci, mąż zapragnął wrócić w rodzinne strony, a potem wyjechał na stałe za granicę i została bez środków do życia. Trudniła się wszystkim – była siostrą PCK, ekspedientką, kelnerką..., a gdy w okolicy powstał prywatny ośrodek rehabilitacyjny, pierwsza złożyła podanie o pracę. Dostała etat pomocy terapeuty. – Odkryłam w sobie pasję, zafascynowała mnie rehabilitacja... – wspomina. – Kształciłam się, rozwijałam i nagle nasz prywatny pracodawca zamknął ośrodek. To typowy biznesmen, on nie czuł problemów dzieci. Z dnia na dzień zostaliśmy bez pracy, ponad 20 osób. Zaczęliśmy jeździć po domach pacjentów, bo byliśmy dzieciom potrzebni i musieliśmy z czegoś żyć...
Tak powstał ośrodek marzeńPo pierwszym pojawił się drugi biznesmen, ale i ten wkrótce zwinął „rehabilitacyjny interes”. Terapeuci, dopingowani przez rodziców małych pacjentów, zastanawiali się, czy nie stworzyć czegoś własnego, lecz nie mieli kapitału, a bali się bankowego kredytu.
I wtedy zgłosiła się do nich bardzo zamożna mama niepełnosprawnego chłopca. Dam pieniądze, powiedziała. Potrzebuję dla dziecka dobrego ośrodka. – Zdobyłam się na ryzyko i weszłam w tę spółkę – mówi pani Kasia. Założyli ją we troje – ona, kolega i matka ich pacjenta. W 1997 roku powołali
Centrum Hipoterapii i Rehabilitacji „Zabajka”. Matka pilnowała finansów, oni zaczęli wdrażać nowe formy terapeutyczne.
Nadsłuchiwali światowych nowinek, ściągali sprzęt z zagranicy, początkowo sami szyli „kombinezony kosmonautów” – kamizelka i spodenki z naciągami gumowymi, upinanymi stosownie do schorzenia dziecka. Ten pomysł, zaczerpnięty z instytutu kosmonautyki, wykorzystano do nauki chodzenia. Podobnie jak inny, bardzo prosty – but narciarski, który wymusza prawidłowe ustawienie stopy. – 80 proc. dzieci z porażeniem mózgowym chodzi na palcach – wyjaśnia terapeutka. – A łatwiej utrzymać pionową postawę na całej stopie...
O „Zabajce” szybko zrobiło się głośno. Wolontariusze – studenci AWF i akademii medycznych – zaczęli dobijać się tu na praktyki.
Turnusy rehabilitacyjne trzeba było rezerwować na rok z góry. Pani Kasia z kolegą, już bez mamy pacjenta, wzięli więc kredyt i kupili zdewastowany, dawny dom dziecka nad złotowskim jeziorem.
Tu, w tej drugiej „Zabajce”, jest jeszcze więcej form terapii.Jesteśmy świadkami cudu– Mam jednak szczęście w życiu – oznajmia pani Kasia. – Zdobyłam pracę, którą kocham i która pozwala dobrze żyć... Doznaję wdzięczności i przyjaźni pacjentów... I, jak mówią rodzice, przywracam im nadzieję. Staram się robić wszystko, aby ich nie zawieść.
Niedawno ściągnęła ze Szwajcarii urządzenie, które opatentował elektronik i fizjolog, ojciec niepełnosprawnego chłopca. Dużo kosztowało, ale daje rewelacyjne efekty. – Niech na to nałoży się hipoterapia, dogoterapia, ćwiczenia w basenie, terapia zajęciowa, masaże... i jesteśmy świadkami cudu – opowiada pani Kasia.
– Dzieci z upośledzeniem umysłowym mają doskonały kontakt ze zwierzętami. Otwierają się przy nich, są ufne, lubią ich ciepło i miły dotyk. Wykorzystujemy więc w terapii tę bliską, autentyczną więź. Nasze konie, specjalnie wychowane, są nie za wysokie, spokojne, przyjazne, wygodne jak kanapy. A psy, labradory, to najlepsi przyjaciele dzieci. Hipoterapia czy dogoterapia rozluźnia napięte mięśnie, stymuluje chodzenie, ćwiczy równowagę, rozwija emocjonalnie..Roksanka zaczyna chodzić i mówićBeata Cisek, mama Roksanki, jest wniebowzięta. Jej córka, która kaprysi w domu przy ćwiczeniach, tu bez sprzeciwu wykonuje polecenia terapeutów. – Trenuje z taką jakąś zawziętością, jakby chciała udowodnić, że wszystko potrafi – opowiada. – Oni tu śpiewają dzieciom, mówią do nich wierszami i zachowują się tak, jakby nie pracowali, tylko się z nimi bawili. Wczoraj, patrzę, a nasza Roksanka sama idzie... Boże! Ona przeszła ze dwa metry, aż mi się łzy zakręciły... Wierzę, że córka, będzie chodziła! I nauczy się mówić. Roksanka, powiedz – ma. Powiedz – ka, powiedz – la. Dziewczynka powtarza za mamą i śmieje się od ucha do ucha. Zaczyna już składać sylaby. Odkąd zaczęła widzieć, rozwija się błyskawicznie. – Dzięki ci, Panie Boże, że jest taka „Zabajka”, że jest taka fundacja jak wasza... – mówi wzruszona matka.
Zdzisława Jucewicz
Przyjaciółka